czwartek, 3 września 2015

Zamaszystość (7)


                        Zamaszystość (7)



  Od początku życie miało zależeć od Boga, nie od ludzi. Ani od grup społecznych. Nawet rodzina potrafi przygnieść dziedzictwem zła. Tak czy inaczej ratunkiem jest Bóg.
  W ludziach nie znajdziesz odpowiedzi, chyba, że rzadko. Prędzej powalą cię przemocą i uczynią swym niewolnikiem. Chyba że znokautujesz ich spektakularnym dobrem. A dobro ma swoje niewyczerpane i  niezmącone źródło tylko w Bogu.

  Patrzę na ludzi, którzy przechodzą obok i co widzę? - Ich dostojność. Jak udało im się dotrwać do tej chwili? Ogarnia mnie podziw. Każdy ma swoje piękno, wartość bezwzględną przed Bogiem. Ale często nic z nią nie robią. Po prostu ją mają i z nią się obnoszą. Całe imperia zbudowane bywają na smutku bliźniego.

 Niczego nie chcę po sobie zostawić. Mój czas toczy się, gdy żyję. Przyszłość zostawiam Bogu. On zrobi wszystko dobrze. Przepuszczę między palcami ludzkie zło. Pozostawię okruchy dobra i rozżarzę diamentowym blaskiem. Kolory tęczy.


  Opowiem o obrazie. Jak się go maluje. Najlepsze są zamaszyste pociągnięcia pędzla w chwili, gdy jestem ich całkowicie pewna. Ich miejsca, barwy, jasności, kształtu.  Są wypadkową wyczucia natury pędzla, siły nacisku ręki, wyobrażonej roli plamy, która tu za chwilę się pojawi, wreszcie odwagi zaznaczenia własnego istnienia właśnie teraz. A więc to wszystko, co jest niewidoczne, gdy ktoś patrzy na gotowy obraz. 


  Ale siły perswazji malarza zawsze można się domyślić. Poczujesz ją, gdy pozwolisz sobie czuć, gdy dasz sobie dość czasu, gdy na chwilę odpuścisz swoje. Może dasz się przekonać, że istnieje jeszcze coś innego, coś więcej.