Każdy człowiek w życiu spotyka się z siłą większą niż on sam. Z przemocą, która coś
w nim niszczy. Doznaje upokorzenia. Jego wielkość zostaje
upokorzona. Staje się o coś uboższy, bo została w nim zniszczona
jakaś wiara, zatkane jakieś źródło siły, zostaje osłabiony.
Boleśnie doświadcza swojej słabości i znikomości.
Upokorzenie
stawia w obliczu konieczności przyjrzenia się sobie, doszukania
wewnątrz czegoś niezniszczalnego, co może ocaleć niezależnie od
naporu niszczących z zewnątrz sił. Ostateczne pytanie brzmi: kim
jestem dla Stwórcy? I o to można Go pytać. Ponieważ jest lustrem
składającym się z miłości do człowieka, i umiłowania życia,
dobrze pamięta, kim wartościowym okazaliśmy się w każdej chwili
naszego życia, nawet w chwilach gdy zamienialiśmy się w porzucony
łach, gdy walczyliśmy o najważniejsze i nie przemogliśmy. Jednak
pamięta naszą wizję siebie, najlepszą naszą wersję, którą
kochaliśmy, a nie mogliśmy w powodu przemocy zrealizować,
uznaliśmy za fikcje, a nawet o niej zapomnieliśmy. Ale została przechowana u Boga, w niebie jako jeden ze skarbów, których ani mól
ni rdza nie strawią.
Drugie
pytanie brzmi: czy my sami potrafimy zapanować nad uczuciami, które są skutkiem doświadczenia przemocy i wysnutych na ich podstawie wniosków życiowych?
Bo zapanowanie nad nimi może być warunkiem dalszego
podążania drogą bycia sobą według najlepszego obrazu siebie.
Jaki
to był obraz? Niech się pokaże wyraźny. Jaka to była osoba? Co jej się podobało? Jak
wyglądała, jak mówiła, co robiła, gdzie była? Moja wymarzona
Ja. Zobaczę ją znowu i podejdę bliżej, zapominając o
wszystkim wokół, cokolwiek było czy jest. Po prostu złączymy się
w jedną osobę i tak odtąd będziemy razem w postanowieniu, że już
nikt nas nie rozbije, nie rozproszy, nie rozłączy, bo jest
najdroższy mojemu sercu.
„Bardziej
niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego bije źródło
życia.” Przypowieści 4: 23