Maluję pięć martwych natur jednocześnie. Malując tylko jedną, zamęczyłabym ją, a ona mnie.
Więc poszliśmy na kompromis i jeżdżę po każdym obrazie po trochę tak jak chcę. W ten sposób opanowałam wewnętrzny bunt.
Rzecz w tym, że nie są to duże formaty, a ja w małych się nie mieszczę, duszę się.
Z drugiej strony jest coś wesołego w malowaniu przedmiotów - szczególnie w ich nagromadzeniu - do złudzenia przypominają życie.
Może chodzi o to, że diabeł tkwi w szczegółach? Ale jeśli coś dotyczy życia, to na pewno chodzi o anioła, nie o diabła. Tak, w szczegółach moich martwych natur tkwi anioł.
Lata pomiędzy owocami, kwiatami, draperią i muska skrzydłem wszystko po kolei. To anioł ogrodowy, mieszkający w oszklonej werandzie.
Osiedlił się tu pewnej wiosny z powodu tęsknoty za kolorami. I tak już został. Dobrze nam się razem maluje.