Z dziennika malarki 28.08.2013 r.
Obraz to sprawa prosta: mam malować przedmiot takim, jaki jest, plus miłość do niego.
Aktualnie maluję cykl martwych natur. Zaplanowałam pięć, ale nie wykluczone, że będzie ich więcej. Odkryłam, że przedmioty mają swoją własną radość istnienia. W tej radości chcę trochę poprzebywać.
Są takie zbędne czy dodatkowe, że aż wydają się zabawne. Stąd wniosek, że służą przede wszystkim zabawie. Tak myśli każdy rozsądny człowiek. Wszystko, co znajduje się w promieniu trzech metrów ode mnie, sprawia mi radość.
Zaczęte są cztery obrazy. Jutro piąty. Nałożyłam laserunki, starałam się zamalować całą powierzchnię, żeby potem, kiedy podeschnie, było nad czym pracować.
Słucham "Chłopów" przy malowaniu. Sama już nie wiem, w jakiej rzeczywistości przebywam: czy na wsi tak barwnie i szczegółowo opisywanej przez Reymonta, czy wśród przedmiotów martwych natur, które maluję. Jedno i drugie wydaje się pochodzić z tego samego
poziomu.
Chłonę ich ducha. To, czego się słucha przy malowaniu powinno wspierać pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz