Gdy nie mam żadnych pragnień, zaczynam tępym wzrokiem rozglądać się dookoła. Wtedy widzę to, czego zwykle nie zauważam: zadry wokół gwoździ w podłodze, komórki skórne w zgięciu łokcia i takie tam...
Nagle myślę, że to niemożliwe, aby otaczające mnie rzeczy nie miały znaczenia. Okazuje się, że wszystkie współtworzą moje prawdziwe życie, są tu dla mnie. Stajemy jakby twarzą w twarz i nawet nie wiem, czy to ja stworzyłam, czy zostałam stworzona.
Czy one mnie oglądają na co dzień, a ja ich nie? Czy byłabym aż tak niewdzięczna i okrutna, żeby upokarzać ich wierność? Modliłam się przed czymś fałszywym, a zarazem niewdzięcznym i okrutnym, aż zapomniałam o filarach egzystencji wiernie podtrzymujących moje istnienie?
I niech mi ktoś powie, że nuda jest czymś niestosownym.
Okazuje się, że nie ma kontaktu z rzeczywistością bez stawania wobec NICZEGO.
Ciągle jesteśmy przecież porywani (porywa nas geniusz, tyle, ze cudzy), a potem już przepadają bez wieści nasze własne powody do przyglądania się wędrującym na suficie cieniom, a przecież z nich wzięło się ulotne, przemijające zjawisko sztuki współczesnej...
Nuda V
akryl, tusz, kalka biurowa, odbijanki, kombinacje na papierze
43x30 cm. (x3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz