piątek, 14 sierpnia 2015

Sztuka c.d. (4)

                            Sztuka c.d. (4)




  Tak się stało u progu mojego życia, że właśnie obrazy mówiły do mnie - obrazki z dziecięcych książeczek. To ich zdanie brałam pod uwagę, nie zdanie ludzi. 
 Potem, wiedziona instynktem, odkryłam, że mam uskrzydlającą łatwość malowania i że jest to świat, który może należeć wyłącznie do mnie, w którym tylko ja decyduję. Miejsce, do którego nikt z ludzi nie ma dostępu.
Wpuszczam jedynie Stwórcę. Ostatecznie jedynie z Jego słowem się liczę. Wiem, że wszelkie Piękno pochodzi od Niego.
  Łatwość malowania obrazów to talent. Otrzymałam go w genach po przodkach. A zresztą jest to czynność fizjologiczna. Być może był to jedyny dostępny mi środek zbuntowania się, sposób odwracania się od świata, który rozczarowuje, krzywdzi i unieważnia. Odpowiedzią, jaką daje malarz, jest kolejny obraz. Taki, jaki chce. Taki, który skutecznie wynagradza cierpienie, pociesza, koi, zabawia. Oraz, co szczególnie ważne, nazywa rzeczy po imieniu. Przenośnia to bezpieczny sposób opowiadania.

Gdy maluje się dużo i szczerze, nie ma możliwości, aby nie ukształtował się własny, rozpoznawalny, oryginalny styl.
  Kto wstaje rano, myśli o malowaniu - jest malarzem. Kto ma na stałe wbudowany świat kolorów, farb, bieli czystego płótna, ruchu ręki trzymającej pędzel, ten wie, do czego wracać, niczym okręt do rodzimego portu.
  Ostatecznie można powiedzieć - rzemiosło. Gdyby nie ta nadwrażliwość, skłonność do refleksji, wyobraźnia, uduchowienie, szczerość wobec siebie, kulturotwórcza sublimacja seksualności Dopiero te cechy czynią z rzemieślnika artystę.


  Czy poszukuję Boga przez sztukę? Myślę, że jest dokładnie na odwrót: to Bóg poszukuje mnie i uznaje mnie taką, jaka jestem, razem z tą śmieszną łatwością malowania. Bardziej niż innym, pozwala mi być dzieckiem. Każdego dnia babram się przed Nim w kolorowym błotku, a On jest ze mnie dumny. Jest o wiele bardziej tolerancyjny, niż wielu ludzi, którzy nazywają to stratą czasu, głupotą, albo malarstwo dla nich po prostu nie istnieje. Dlatego wciąż potrzebuję Jego pomocy, ochrony i przychylnego oka.



   Koniec końców to Stwórca jest pierwszym i największym malarzem. Jego dzieło jest niedoścignione. Dzieli się nim ze swoim stworzeniem o każdej porze dnia i nocy.
  I ja też bez wstydu i strachu pokazuję swoje obrazy. To druga część pracy twórczej dziejąca się już nie w samotności ducha i w pracowni, lecz w przestrzeni publicznej. Ale przecież nikim innym, prócz sobą nie będę.

  Nie wiem, dokąd zaprowadzi mnie wraz z moją sztuką życie. Wiem jedno: pragnę zawsze stawać po stronie życia. A to w sposób naturalny jest widoczne na obrazach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz