To, co piszę na temat malarstwa nie jest moim credo, lecz raczej swobodnym i szczerym opisem tego, co do tej pory okazało się skuteczne w wytrwaniu na drodze malarstwa, przeprowadziło przez różne etapy i zakamarki tej drogi, odsłaniając tajniki kryjące się za pozornymi przeszkodami. Obnażało zarówno braki jak i pokłady skarbów leżących poza wcześniejszym zasięgiem, bowiem system przekonań może czynić niedostępnym żyzny areał wolności twórczej. Praktyka dociera do każdego z takich przekonań, uświadamia konieczność porzucenia, zastąpienia antytezami i życia już według nich. W ten sposób malarstwo prowokuje zmiany, rzeźbi człowieka, szlifuje jak diament.
Obietnica wspaniała. Jestem więc gotowa trwać w stanie dynamicznym, to znaczy wciąż pracować nad zmianą swoich przekonań typu „Trzeba żyć tak jak inni”, w miarę jak wychodzą niczym przysłowiowe szydło z wora.
Tekst pisałam na podstawie swojego indywidualnego doświadczenia. Zdobyłam się na szczerość, narażając się w dodatku na wyśmianie z powodu odwoływania się wyraźnego i nierzadkiego do Boga. Jest to ryzykowne z powodu nieopisywalności przeżyć natury duchowej (nie religijnej). Jednak pominięcie takiego spojrzenia byłoby ukryciem aspektu ostatecznie rozstrzygającego na rozdrożach życia. Odwołanie się do Absolutu w niczym nie ogranicza twórczej inwencji. Przeciwnie: uzasadnia ją i umacnia, przyprawia skrzydła. Ich łopot czuje się i słyszy. Spod nich wylatują wszystkie bajki tego świata zadziwiając mnogością barw i obrazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz