Twórczość, obraz, kolor (12)
Lepiej
raczej zapytać: co jest sednem, dla którego warto pokonywać wciąż
pojawiające się przeszkody zarówno zewnętrzne jak i zwątpienia
wewnętrzne? Co powoduje, że gdzieś tam, powyżej, czy za
horyzontem, za górami, lasami i siedmioma rzekami wciąż siedzi
przy obrazie malarz, który zapomniał o całym świecie i robi
swoje? Co pozwoliło mu zignorować całą resztę? Zrezygnował z
siebie czy z wszystkiego? Może wybrał siebie, a resztę odprawił,
bo uznał, że reszta może poczekać (A to egoista!). A może
właśnie mimo wszystko wybrał życie, dokonał wyboru w wierze, że
gdy ustąpi pola, świat nadal trwać będzie nawet pod jego
nieobecność, a obraz, który właśnie maluje, wydobyty na światło
dzienne, ocali coś ważnego, albo nawet uratuje całą ludzkość?
Czy to nie
za wiele na jednego człowieka? Nie. Ponieważ uratowanie świata
jest jak najbardziej prawidłowym i szlachetnym powodem powołania do
życia jednego obrazu, a przynajmniej godnym wybaczenia
usprawiedliwieniem strwonionego czasu i wykonanej roboty. Tu
przypomina mi się mała anegdota: Mucha siedzi na głowie konia i
mówi „ciągniemy”. Tak czy inaczej dobrze jest zachować
i pielęgnować takie heroiczne nastawienie i wywiązywać się z
roli romantycznego bohatera wydelegowanego do totalnej walki dobra ze
złem, oczywiście po stronie dobra. Nawet, jeśli walka okaże się
mission impossible. Chodzi
tu bowiem głównie o romantyzm. A z kolei w romantyzmie – wiadomo,
o serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz